On się sam o to zatroszczy

Schalom,
czasami w życiu naszym zdarzają się sytuacje na które kompletnie nie mamy wpływu, dzieją się mimo, że nie zawsze zgadzamy się na to. Trudności zawsze były, są i będą, to nierozłączna część naszego życia. My ludzie jesteśmy bardzo malutcy, życie pędzi bardzo często w takim kierunku, w jakim wcale się nie spodziewamy. A kiedy dostrzegamy, że nie możemy nic więcej zrobić, to nieraz szczęka opada nam do ziemi i ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy wpadamy w panikę. Zaczynamy chwytać się wszystkiego, co mogłoby pomóc w ustabilizowaniu nieprzyjemnej sytuacji, ale czy to wszystko naprawdę pomaga? Z czasem widzimy, że było to złudne i mało pomocne, a wtedy lęk staje się już naprawdę przerażająco wielki, nie raz większy od samych naszych problemów. A gdyby tak uchwycić się Jego rąk?
Kiedy przyjechałam przed paroma latami do Niemiec los podkładał mi co chwilę kłody pod nogi, nie jeden raz potknęłam się o nie, nie zliczę ile razy leżałam na ziemi. Pamiętam, że kiedy życie mi naprawdę wymykało się z pod kontroli, a narastające problemy odbierały radość życia, upadłam naprawdę nisko, wręcz na same dno mojego młodego życia. Tak, że popadałam w głęboką depresję, na marne szukając ratunku w rzeczach, które wcale nie pomagały. Tonąc w cierpieniu i problemach nie wiedziałam, co mogłoby uratować mnie z tego bagna. Aż w końcu uchwyciłam się Jego szaty. Na samym początku nie wiedziałam, jak stanąć przed Bogiem w prawdzie o sobie samym, więc próbując uwierzyć, że może mi pomóc, poprosiłam o pomoc. Tak jak lękające się dziecko, szukałam schronienia gdziekolwiek, nareszcie trafiłam w ramiona Ojca. Wraz z wzrostem mojej wiary, uczyłam się coraz mocniej wierzyć i ufać, że nie jestem w tym wszystkim sama. Mimo, że nie jest łatwo zaufać bezgranicznie i oddać rzeczy na które nie mamy wpływu, to jednak jest warto.
Kiedy puścimy wolno problemy, których tak kurczowo się trzymamy, ślepo ufając, że sami damy radę, odczujemy w pewien sposób wolność. Gdy ufamy Bogu, że On sam poukłada to wszystko, nie musimy lękać się więcej. Są one w najlepszych rękach. Oczywiście, nie mówię, że mamy "umywać" od wszystkiego ręce i kompletnie nie robić nic, o nie! Właśnie nie! Chodzi o to, aby działać, robić, ratować! Ale z świadomością, że to Bóg czuwa nad wszystkim co się dzieje i pokieruje nas najlepiej na bezpieczne pastwiska. Jest w końcu dobrym Pasterzem i troszczy się o swoją owczarnię. Kiedy dostrzegamy opatrzność nad nami samymi, odczuwamy również bezpieczeństwo, coś co nigdy nie poczujemy, kiedy wszystko będziemy chcieli sami robić. Prędzej zapanuje nad nami pycha i zbyt wielka pewność siebie, a to przecież prowadzi do zguby. Pewna osoba w mojej rodzinie, od lat żyje świadomością, że sama wie lepiej, sama da radę, sama zrobi wszystko... i w rzeczywistości sama wiele osiągnęła. Kiedy została opuszczona i nikogo przy niej nie było, dała radę i przezwyciężyła trudności, dorobiła się majątku, tak zwanego "skarbu tego świata". Jednak nie wszystko wydaje się być takie piękne i idealne, w środku jest bardzo poraniona i zagubiona. Zbyt wielka pewność siebie sprawiła, że dziś liczy tylko na siebie. Nie ma zaufania do nikogo, a co dopiero do Boga! Kiedy na froncie pojawiają się kolejne trudności, z uporem maniaka walczy na ślepo. Często wracając z tej bitwy poraniona oraz bez sił i tak przez całe życie... A gdyby tak kiedyś chwyciła się pomocy Boga który tylko czeka z otwartymi ramionami?
On jest i czuwa nad wszystkim co dzieje się, pragnie abyśmy zamknęli oczy duszy i powiedzieli "Jezu Ty się tym zajmij, Ty się o to troszcz". Te bezgraniczne zawierzenie się Bożej opatrzności sprawia, że my możemy wybić się ponad wszystko. Jesteśmy tak genialnie stworzeni, że wykorzystujemy rozum, inteligencje, siłę, do pokonania trudności, najpierw obmyślamy strategię, jak zadziałać, co będzie dobrą bronią i tarczą, co nam pomoże, a czego lepiej nie chwytać, kiedy mamy wszystko zaplanowane, działamy, walczymy. Pamiętajmy jednak, aby robić to wszystko tak samo, ale jeszcze z świadomością, że On jest i przede wszystkim oddać to Mu, a potem robić wszystko co w naszej mocy. Gdy już jednak nie możemy więcej, trzeba to puścić i dać sprawie rozwijać się samej, zobaczyć dokąd kieruje się. Bezsensowna walka z wiatrakami, nie jest dobrym rozwiązaniem.
Czasami wystarczy naprawdę pozwolić płynąć sprawie wolno, odetchnąć głęboko i oddać ją Bogu, to jest w najlepsze ręce, a On sam zatroszczy się o to i pokieruje wszystko zgodnie z Jego wolą. To będzie najlepszy kierunek.




Komentarze

Popularne posty